|
|
We wtorek 17 czerwca 2025 r. wędrowaliśmy ścieżką wdzięczności. Uczestniczyliśmy w XI Dziękczynnej Pieszej Pielgrzymce Szkolnej do Stradunia. Zebraliśmy się punktualnie o godz. 8.00 na szkolnym dziedzińcu — zwarci, gotowi i niecierpliwi, by wyruszyć w drogę, która miała stać się nie tylko pieszym wysiłkiem, lecz duchową ekspedycją. O godz. 8.15 nasza kolumna ruszyła ku Straduniowi. W sercach mieliśmy radość, na twarzach uśmiech, w plecakach — skromne ekwipunki: karimaty, butelki z wodą, przekąski, a także kurtki, bo ostatnio niebo jest kapryśne. Okazało się jednak, że pogoda była naszym sprzymierzeńcem.
Pokonywaliśmy kolejne kilometry niczym pielgrzymi dawnych wieków. Szliśmy z pieśnią na ustach, modlitwą i nadzieją w oczach. Krajobraz mienił się zielenią pól, a przede wszystkim mnóstwem maków wszędzie zaskakująco porozsiewanych w tym roku. Po przebyciu 6,4 km weszliśmy w progi kaplicy pw. Matki Bożej Saletyńskiej, gdzie rozpoczęła się Eucharystia — centrum naszego pielgrzymowania, sens całej wyprawy. Homilię wygłosił ks. Marcin Libera MS. Prefekt szkoły mówił o ewangelicznej sztuce miłowania nieprzyjaciół — trudnym zadaniu życiowym, nie do zrealizowania bez pomocy Boga. Wiemy, że ten wysiłek nie jest dla nas abstrakcją. Przeżywamy go przecież codziennie, stykając się z różnorodnością w naszym otoczeniu, też w szkolnych ławkach, zmagając się z emocjami, ucząc się empatii i wzajemnego bycia obok siebie. Najbardziej utkwiło nam w pamięci zaskakujące porównanie: kot widzi siebie jako boga, któremu człowiek ma służyć, podczas gdy pies odwrotnie — uznaje człowieka za swojego boga, gdy jest dobrze wychowany przez swojego właściciela. W tej metaforze odbija się jak w lustrze nasza postawa: tak często skupiamy się na błahostkach, ignorując Tego, kto codziennie troszczy się o nas w ciszy, bez poklasku, kto daje nam życie. Drugie porównanie niosło siłę obrazu, który zostanie w nas na długo: opowieść o dwóch mnichach. Jeden nie zawahał się, gdy kobieta potrzebowała pomocy w przeprawie przez rzekę, ponieważ przeniósł ją na swoich barkach przez rwący nurt. Drugi zaś, choć pięknie mówił o obowiązku pomocy, pozostał bezczynny. Innymi słowy — łatwiej nam słuchać Ewangelię, niż ją wypełniać.
Po mszy świętej przyszła pora na integrację. Były więc zajadanie się przepysznymi drożdżówkami, wspólne rozmowy, odpoczynek, granie w piłkę, zabawa na trawie. O godz. 12 zebraliśmy się, by powrócić do Trzcianki autobusem. Kwadrans po południu znów stanęliśmy przed szkołą, zmęczeni i ubogaceni. Wracając do domu, czuliśmy się jak współcześni uczniowie drogi. Nie chodzi tylko o pokonanie asfaltowego szlaku, ale o duchowe zmaganie się ze sobą. Dobrze by było, żeby ono trwało dalej w naszych relacjach, decyzjach, w trudzie bycia dla drugiego.
|
|
|